Główną siłą napędową książkowego Szapiry były jego uroda, siła i witalność. Kobiety widziały w nim bestię w ciele księcia z bajki, mężczyźni się go bali, a chłopcy chceli być tacy jak on i tym się karmił. Trochę jak stary lew, który po przegranej walce o przywództwo traci sens życia. W czasach Avengersów i powszechnego kultu ciała serialowy Szapiro ma tego za mało. Sprawia wrażenie jakby obijał się po planie z wiecznie niezadowoloną miną. Na serialowych postaciach też zdaje się nie wywierać większego wrażenia. Książkowa Emilia wydawała się być uzależniona od jego fizyczności do tego stopnia, że tolerowała jego destrukcyjny tryb życia. W serialu tego brakuje. Jak na razie najlepiej wypada Szyc. Poza tym wielke rozczarowanie, szkoda, biorąc pod uwagę jak mocno pompowana była kampania promocyjna.