"Wulkany, szczególnie islandzkie, mają to do siebie, że latami potrafią wydawać się martwe, by w końcu zaskoczyć nagłą erupcją, o czym mieliśmy się okazję przekonać choćby w ubiegłym roku. W filmie Rúnara Rúnarssona w podobną cechę wyposażony jest Hannes [...]
który żył z dala od swoich dzieci. Nie dzieliła ich jednak odległość geograficzna, tylko emocjonalna. [...] Dzieci dorosły i opuściły rodzinne gniazdo. Teraz chronią własną latorośl przed nieczułym dziadkiem. Hannesowi zostają tylko dwie wierne towarzyszki – żona i rybacka łajba. Kiedy ta druga niemal idzie na dno, mężczyzna chce poświęcić czas i pieniądze na jej naprawę. Podobnego „zabiegu” nie jest w stanie przeprowadzić na żonie, która rażona wylewem krwi do mózgu, nagle przewraca się na podłogę. Odtąd będzie wegetować pod opieką męża, który pod pretekstem zadośćuczynienia za dotychczasową nieczułość nie odda jej do domu opieki. Na ile jednak Hannes naprawdę się zmienił?[...]"
Opracowanie: Artur Zaborski
http://www.nowehoryzonty.pl/film.do?id=5286&ind=page%3d0%26typ%3ddz%26edycja Fest%3d11%26czas%3d15%253a45%26dzien%3d26