Był człowiek i nie ma, tak zaczyna się film. Reżyser próbuje zrozumieć pochodzenie rosyjskiego zła.
Jest w tym sporo organiki: wrodzone uszkodzenie mózgu, wrodzone zespoły alkoholowe, nabyte-
urazowe/alkoholowe uszkodzenie mózgu. Oprócz tego-zaburzenia osobowości, w tym jako skutek
wojny i ciężkiego życia. W pierwszej połowie filmu główny bohater jest niemym obserwatorem
całego zła, jest wobec niego bezsilny, aż wreszcie standardowy los mieszkańca Rosji dopada go
też-dostaje po głowie, przestaje mówić, porusza się jak zombi, zachowuje się tak samo jak Ci, kogo
obserwował w pierwszej połowie filmu. Ale w środku jeszcze żyje, gromadzi się w nim niema
nienawiść, która znajduje rozładowanie na końcu-zabić wszystkich i zniknąć w ciemności. Zostać
nikim, takim jak wszyscy
Pełna zgoda - to jest film o Rosji i o sowieckim człowieku. Szalenie przygnębiające - znikąd nadziei. Jedynym wyjściem wydaje się rzeczywiście to, co zrobił kombatant - jedna z pierwszych osób, które gł. bohater spotyka na swej drodze (ten, który zastrzelił enkawudzistę, który go okradł z łupów wojennych - nawiasem mówić skradzionych w Niemczech, bo przecież nie kupionych). Gdy obserwuję zachowanie tego bydła we wschodniej Ukrainie, to widzę tych samych ludzi: zdeprawowanych, pozbawionych wszelkiej moralności, złych do szpiku kości...
To prawda. Łożnica nie miał litości nad społeczeństwem rosyjskim, nad prowincją. Praktycznie w jego filmach postaci są czarno-białe - zdemoralizowane, zdegenerowane. Problemy alkoholowe, przemoc, korupcja - właściwie nie ma w "Szczęściu ty moim" ani krzty pozytywu.
Film ten może nieco przypominać "Ładunek 200" Aleksieja Bałabanowa [takie brudne, pełne przemocy kino drogi], ale moim zdaniem brakuje tutaj dojście do sedna problemów narodu rosyjskiego. Nieżyjący już rosyjski twórca dyptyku "Brat" zrobił to doskonale, Łoźnica niestety nie wykorzystał potencjału.
Dokładnie rzecz biorąc, postaci w jego filmach nie są czarno-białe.
One są czarno-czarne...
Niosą ten swój wielopokoleniowy syf mózgu, od czasu do czasu go eksportując jako dobro narodowe. Taki sposób na utrzymanie w ryzach narodu - dać mu tyle żeby nie zdechł, podlać to wódą i od czasu do czasu powystrzelać trochę populacji - by czuli respekt. Ta tzw. "rosyjska dusza" to nic innego jak poalkoholowe łkanie deliryków. Plus milicja jako ekstra dodatek dla ożywienia okolicy.
Niezła interpretacja. Fakt, film jest do bólu prawdziwy. Rosyjska prowincja. Człowiek człowiekowi wilkiem. Zero jakiś wyższych uczuć, emocji. Tylko złodziejstwo, sex, picie, jedzenie, wydalanie, zabijanie. Obleśni faceci i pozbawione złudzeń kobiety. Wszystko na wylot przesiąknięte złem. Smutne to, ale podobno Rosja zmienia się na lepsze...