Ten film to bardzo gorzki, ciezkostrawny ale niesamowicie realistyczny dramat, ktory prezywaja obcokrajowcy z tych "gorszych" miejsc na swiecie, by zdobyc zielona karte i moc legalnie zyc w Stanach. Obowiazkowy dla marzacych o Ameryce wielkich snow - utopia, ktora nie istnieje, wielki, sztuczny, smutny kraj ograniczonych ludzi. Z rzeczywistoscia holiwoodzki blichtr ma niewiele wspolnego.
To nie jest dramat stricte obcokrajowców, to jest dramat kobiet. Taki dramat spotyka kobiety na całym świecie, bez względu, czy sa to kobiety "przyjezdne", czy autochtonki
Macie rację, ale nie rozumiem jej, dlaczego nie pojechała na to drugie spotkanie z synem? To uchroniłoby ją przed gwałtem urzędnika. Na cholerę wsiadła do jego samochodu? Jak mogła dziecko zostawić w obcym kraju na ulicy? Koleżanka mogła mieć wypadek w drodze na przystanek i nigdy tam nie dotrzeć. Dlaczego nie nagrała rozmowy na ostatnim spotkaniu z urzędnikiem? Nie rozumiem jej działań irracjonalnych dla mnie. Macie rację oczywiście. W sumie nie nam oceniać zachowania innych. Kobieta była uczciwa i pełna wiary w uczciwość innych ludzi.