Nick Cave ma złotego sikora, stos sygnetów, buty w szpic i brokatową kamizelkę. Jednocześnie zachowuje się jak wyciągnięty z lat '30 obłąkany piewca apokalipsy z Wielkich Równin w trakcie przemowy o nadejściu Bestii... i Nick Cave jest w tym wszystkim cholernie autentyczny. Dla mnie "20 000 dni na Ziemii" to film o "bezbłędnej stylówie" tego nietuzinkowego twórcy.
Gorąco polecam, bo ogląda się to z zapartym tchem. Realizacja stoi na najwyższym poziomie; przemyślenia bohatera, nawet jeśli czasem trącą dydaktyką, są ciekawe a anegdoty autentycznie rozbrajają ("DOKTOR Nina Simone!" czy Jerry Lee Lewis).
Problematyczne jest jednak zakwalifikowanie tego filmu jako dokumentu; to raczej impresja Nicka Cave'a na temat Nicka Cave'a, ilustrowana zresztą świetną muzyką Nicka Cave'a i posępnymi widoczkami Brighton, gdzie swoje usługi oferował jeden z jego literackich bohaterów.
Ode mnie solidne 7/10.