Recenzja filmu

Watchmen. Strażnicy (2009)
Zack Snyder
Malin Akerman
Billy Crudup

Bohaterowie się starzeją

W kinie panuje tendencja do tworzenia filmów na podstawie książek lub komiksów. Swoich lepszych lub gorszych ekranizacji doczekali się między innymi "Largo Winch", "Sin City - Miasto grzechu" czy
W kinie panuje tendencja do tworzenia filmów na podstawie książek lub komiksów. Swoich lepszych lub gorszych ekranizacji doczekali się między innymi "Largo Winch", "Sin City - Miasto grzechu" czy "300" (skądinąd nakręcone przez reżysera "Strażników", Zacka Snydera). A filmów na podstawie komiksów o superbohaterach jest całe mrowie - w ostatnich latach choćby "Spider-Man 3", "Mroczny rycerz", "X-Men Geneza: Wolverine" czy "Iron Man". Na ekrany została również przelana powieść graficzna Alana Moore'a i Dave'a Gibbonsa "Watchmen". Ze znacznie lepszym skutkiem niż większość podobnych produkcji.

Strażnicy są najefektywniej zwalczającą przestępczość organizacją połowy XX wieku w USA. Kochani przez społeczeństwo pojawiają się na okładkach magazynów i mają status równy gwiazdom. Niestety, po wypadku fizyka jądrowego Jona Ostermana (Billy Crudup) i uzyskaniu przez niego boskich mocy herosi stają się zbędni i cała komórka zostaje rozwiązana w 1977 roku. Bohaterowie rozpoczynają inne życie: jedni ujawniają swoją prawdziwą tożsamość i zyskują dzięki temu sławę i fortunę, inni, opuszczeni i zapomniani przez ludzi dogorywają w miejskich rynsztokach. I kiedy 12 października 1985 roku zostaje zamordowany były Strażnik - Komediant (Jeffrey Dean Morgan), tylko jeden z jego byłych towarzyszy, ostatni, walczący na własną rękę i własnymi sposobami ze złem Rorschach (brawurowa rola Jackiego Earle'a Haleya) uważa tą śmierć za nieprzypadkową i stara się zapobiec kolejnym morderstwom. A w tle tyka coraz bardziej zbliżający się do północy Zegar Końca Świata...

Dziesięć lat w życiu superbohaterów to cała epoka. Wystarczająca, by się bardzo zestarzeć. Wszyscy Strażnicy zmienili swoje oblicze: Nocny Puchacz (Patrick Wilson) stał się zwykłym, szarym zjadaczem chleba, całkowicie zlanym z resztą społeczeństwa, Ozymandiasz dzięki ujawnieniu tożsamości jest jednym z najbogatszych i najbardziej wpływowych ludzi na kuli ziemskiej a Jedwabna Zjawa (Malin Akerman) przejęła schedę po matce. Jedynie Rorschach nie chciał się pogodzić ze swoim losem i cały czas walczy z przestępczością, na własnych zasadnych, mijających się z prawem... To właśnie postać Rorschacha jest motorem napędowym całej historii, jej główną osią i zdecydowanie najjaśniejszym punktem. Postać w prochowcu i kapeluszu, skrywająca twarz za ciągle zmieniającą wygląd maską momentalnie skojarzyła mi się, mimo nieco innych wymiarów, z Marvem z "Sin City", graną przez Mickey'ego Rourke'a. Tak samo odrzucony przez wszystkich, niezrozumiany przez świat, o własnym kodeksie moralnym walczy sam, walczy bezsensownie, skazany na porażkę, jednak się nie poddaje. Perfekcyjnie zagrany przez Jackie'go Earle'a Haleya (którego twarz widać przez co najwyżej kilkanaście minut, lecz wtedy właśnie idealnie oddaje stan, zarówno psychiczny jak i fizyczny bohatera) zmusza do rozmyślań nad tym, czy aby na pewno zawsze "cel uświęca środki" i do jakiego stopnia można się poświęcić własnym przekonaniom... Tym bardziej boli, że reszta bohaterów wyraźnie odstaje. Nocny Puchacz jest niemal wierną kopią Paara z animowanych "Iniemamocnych", a Zjawa jest po prostu bardzo słabo zagrana. Znana między innymi z "27 Sukienek" Malin Akerman wypada źle, nieprzekonująco, raczej jak dziecko, które dostało się w nieznane miejsce i nie do końca wie co robić. Nieco pozytywniej wypada Dr. Manhattan (alter ego Ostermana, Billy Crudup niemal przez cały czas nagi) z jego problemami egzystencjalnymi. Wie, że już nie jest człowiekiem, posiada boskie moce i nieskończoną wiedzę, lecz nie potrafi określić swoich uczuć i jest niczym więcej jak marionetką w rękach rządu... Zyskał boskość, lecz czy nie zapłacił za to człowieczeństwem? Widz musi sam odpowiedzieć na te pytania, co nie przyjdzie mu łatwo, zwłaszcza patrząc na bardzo niejednoznaczną końcówkę...

Braki aktorskie film Zacka Snydera nadrabia bardzo dobrze zrealizowanymi efektami specjalnymi. Ale chwila! To nie jest typowy film akcji typu "skop kilka tyłków, najlepiej tak, żeby wszystko latało dookoła i to samo przez półtorej godziny". Fajerwerków tak wiele nie ma, w zasadzie jedynym występującym bez przerwy jest animacja maski Rorschacha. Kiedy jednak się pojawią zawstydzają poziomem lwią część innych wysokobudżetowych produkcji. Duża również w tym zasługa zgrabnego montażu, swego rodzaju perełką, wisienką na szczycie tortu jest egzekucja wykonywana przez Rorschacha w więziennej toalecie. te drzwi, latające do przodu i do tyłu... Z jednej strony bardzo dokładnie widzimy, co się za nimi dzieje, z drugiej to, co jest niedopowiedziane daje duże pole do popisu wyobraźni. Również sam wstęp do filmu jest jednym z najlepszych widzianych przeze mnie od bardzo długiego czasu. Przedstawienie glorii i upadku superbohaterów w rytm "The times they are a-changin'" Boba Dylana ma klimat. Specyficzny, bardzo pasujący do przedstawionych tam lat '40, '50 i '60. Cała muzyka w filmie stoi również na bardzo wysokim poziomie: powolna gitarowa muzyka w wykonaniu min. Nata Kinga Cole'a czy Janis Joplin świetnie wpasowuje się w film, tworzy swoim spokojem kontrast dla niespokojnych lat '80. Niestety, film płaci pewną cenę za ten spokój. Wersja kinowa trwa ponad dwie i pół godziny i jest filmem długim. Na tyle długim, że zdarzają się przestoje i film zaczyna nieco dłużyć i przynudzać. Szczęśliwie, nie są na tyle długie, żeby widz zasnął w fotelu, akcja przyspiesza i wraca na swoje poprawne tory.

Jeśli szukałeś filmu szybkiej akcji, to źle trafiłeś. Jeśli szukasz w filmach wielkiej głębi psychologicznej bohaterów i długich rozważań nad ich problemami i decyzjami, "Watchmen" nie jest najlepszym wyborem (ale i nie najgorszym). Lecz jeśli szukasz odpowiedniego połączenia obu tych cech, to jest to film dla ciebie. Wielu reżyserów próbuje nadać filmom, zwłaszcza oprawionym w fantastyczny płaszczyk podwójne dno, chce dać im jakieś przesłanie, lecz zazwyczaj im to nie wychodzi (a świetnym przykładem są "Transformers"). Zack Snyder odwalił kawał naprawdę dobrej roboty i o ile "300" było pięknym pocztówką z przeszłości i niczym więcej, o tyle nad losem Strażników musimy się zatrzymać, przynajmniej na moment, na chwilkę... I, co również bardzo ważne, film powinien się spodobać nie tylko całkowitym komiksowym laikom, ale również wiernym fanom oryginalnej powieści graficznej. Ale w końcu Snyder wie, jak należy postępować z komiksami... Warto.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Zegar Zagłady wskazuje pięć minut do północy. Richard Nixon jest prezydentem Stanów Zjednoczonych już po... czytaj więcej
Komiks "Watchmen" Alana Moore'a i Dave'a Gibbonsa jest arcydziełem. Oczywiście posiada sporo cech,... czytaj więcej
Jestem świeżo po obejrzeniu wersji reżyserskiej tego filmu i być może pod wpływem emocji stawiam mu... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones