Ponure chińskie miasteczko. Opadający tynk. Koleiny. Resztki śniegu. Wędrowny akwizytor zachęca mieszkańców do kupna cudownie pachnących mydełek. Skromny buddyjski mnich oferuje im bardzo święte talizmany. Lokalny leśnik drży z obawy, by żaden zmarznięty obywatel nie wyciął żadnego z drzew w jego rewirze. Na jednej z źle utwardzonych dróg znalezione zostaje czyjeś ciało.
Ponura chińska wieś - to się zgadza, i tylko to.
Wioska na totalnym chińskim zachodnim zadupiu, w połowie się rozsypuje, w połowie jest w niedokończonej budowie. Kto mógł, wyjechał na wschód do pracy za pensję co najmniej pięciokrotnie wyższą, niż można tu dostać. Zostały same freaki. "Akwizytor" i "mnich" to...